Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

poniedziałek, 1 lipca 2024

Od Dante Eziosso ~ "Kupieckie sprawy"

Dwa, średniej wielkości, rdzawo-popielate lisy wbiegły z impetem przez główne drzwi miejskiej biblioteki. Młodziki zrobiły przy tym taki podmuch wiatru, że aż zwiało płomienie świec z wszystkich żyrandoli umieszczonych wysoko pod sufitem wielkiej sali głównej, a kilka siedzących tam wilków, aż skuliło się pod napływem gwałtownego, zimnego powietrza. Mia oraz Sali, dwa skrzydlate lisy, otrzepali się z niewidzialnego pyłu, po czym ochoczo pląsając ogonami, zignorowali fakt, iż narobili niemałe zamieszanie. Był to ich błąd, gdyż nawet się nie obejrzeli, gdy za nimi wyrosła dość spora sylwetka właściciela tego obiektu. Dante był widocznie niezadowolony, z jaki chaosu wprowadziło jego młodsze rodzeństwo do miejsca, które określał „swym królestwem”.
– Nic się nie zmieniliście. - Zaczął poważnie, jednak i spokojnie, kręcąc przy tym głową. Złapał nastolatków za ogony i przyciągnął do siebie. – Ojciec i Matka Was nie uczyli o lisiej godności?
– O! Hej Dante. - Odezwała się lekko zmieszana Mia.
– Dobrze, że Cię znaleźliśmy. Digur i Maxwell mieli wypadek i… - Sali nawet nie skończył. Dante zastrzygł uszami, postawionymi na sztorc. Źrenice najstarszego zwęziły się niebezpiecznie, a serce jak zamarło na chwile, tak zaczęło łupać, jak szalone.
– Co powiedziałeś? - Spytał po chwili, kierując wzrok na najniższego z nich. Pytanie było z resztą retoryczne, złapał samca za fraki i ruszyli szybkim krokiem z biblioteki. Mia pobiegła za nimi, ledwo dotrzymując im kroku, przy pomocy swych, nadal niezbyt rozwiniętych skrzydeł.
– Dante, Dante! Oni żyją, nic im nie będzie. Zresztą i tak nie wiesz gdzie iść! - Wysapała samica, gdy trójka zatrzymała się w końcu, na rynku nieopodal. Sali, wdzięczny, że brat w końcu raczył go postawić na ziemi, rozciągnął się, po czym usiadł.
– Dasz mi dokończyć, czy będziesz mną dalej miotał, jakbym był jakąś szmacianą lalką? - Prychnął obrażony nastolatek. Fakt – był najmniejszy z całej lisiej rodziny, ale ego miał znacznie przewyższające jego fizyczne gabaryty. Niestety dla niego, siły biedaczek nie dostał od matki natury, co nawet jego siostra bliźniaczka wykorzystywała nie raz przy przekomarzankach. Dante nieznacznie się uspokoił, przeczesał łapą grzywkę po czym już spokojnym, dobrze znanym przez wszystkich tonem przeprosił brata. Młodszy skinął głową na znak zgody, po czym powiedział:
– Mieli wczoraj jakiś zatarg z partyzantami w lesie. Nie chcieli im czegoś oddać, czy tam sprzedać i kilku z napastników ich trochę poturbowało. - Wyjaśnił Sali.
– Dokładnie! Matka jak się tylko o tym dowiedziała, to od razu z Ojcem tu przybyliśmy. Przełożyła nawet w czasie zamówienie dla Lorda Witiego z Zachodnich Krain. Bracia leżą w Miejskim Szpitalu. Nic poważniejszego. Kilka szwów. Mają ich jutro wypisać i posłać do domu. - Dodała Mia. – Dobrze, że akurat byliśmy tylko 16 godzin drogi od Varony, bo byśmy chyba z wycieńczenia padli.
– Stracili wóz z towarami na comiesięczny, sobotni targ. - Podsumował Sali. – Wartość przybliżona na około kilogram czystego złota. Nie jest to jakaś duża strata, tak przynajmniej skwitował Maxwell, gdy już go spotkaliśmy.
– Wielkiej Sol dzięki. - Zwrócił się ku niebu Dante. – Prowadźcie w takim razie.
Nie minęło wiele czasu, gdy rodzeństwo dotarło do sali, w której leżeli szaro-popielaci bracia naszej trójcy. Niby bliźniacy Dantego, a jednak tylko jeden, Maxwell posiadał skrzydła, jak on, czy jego Matka. Digur natomiast, to wypisz, wymaluj ojciec lisiej rodziny. Przy oknie, w wiklinowym koszu siedziała, Ashley, która tłumaczyła coś swemu mężowi, mocno gestykulując łapami i kręcąc co chwilę głową.
– Przyprowadziliśmy Dantego! - Względny spokój przerwała Mia.
– Witajcie, Matko, Ojcze. - Skinął głową w kierunku rodziców, którzy obdarzyli go ciepłym spojrzeniem i niewielkim uśmiechem. – Jak się czujecie chłopcy? Dlaczego nie posłaliście po mnie od razu tak jak po rodziców? - Spytał uprzejmie, kierując się bliżej klinicznych legowisk swych braci, po czym usiadł pomiędzy nimi.
– Nie było takiej potrzeby. Nie straciliśmy zbyt dużo. - Wyjaśnił Maxwell.
– Te spory rasowe ze stolicy już dawno dawały nam się we znaki, ale nie było potrzeby Cię nimi obarczać. Masz w końcu swój własny biznes na głowie, a my nie jesteśmy dziećmi. - Sprostował najmłodszy z miotu. Dante pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem. Fakt, ich okres szczęśliwego i beztroskiego dzieciństwa dawno się skończył, a jego bracia, jak i on sam, wyrośli na dobrze zbudowanych samców. Zaniepokoił go jednak fakt, iż takowe sytuacje zdarzały się częściej, a bracia nie raczyli się podzielić z nim takimi informacjami.
– Wiecie, kto Was napadł? - Spytał po chwili namysłu. W okolicy są na pewno trzy stałe obozy partyzantów, jednak niektóre grupy, czy też oddziały pojawią się również przelotem. Verona to w końcu wolne i otwarte miasteczko słynące z handlu na skalę globalną. To tutaj jego rodzice, z dwóch różnych stron świata się spotkali po raz pierwszy i tak jakoś wyszło, że mają sentyment do tej okolicy. Ponadto, Alfa nie wykazuje nadmiernego zainteresowania partyzantami, dopóty Ci szanują granice watahy.
– Niezbyt. Byli dość przeciętni, nie widziałem też nic wyjątkowego. - Wzruszył ramionami Digur.
– Ja też nie umiałbym ich opisać, no, chyba że pogłosie tego dowodzącego. Nie przypominam też sobie, by któryś użył magii. To był czysto fizyczny pojedynek. Przegraliśmy liczebnością. - Zakończył skrzydlaty. W tym momencie podeszła do nich matka. Jej mina nie zdradzała tego, co zamierzała za chwilę powiedzieć. Była nad wyraz spokojna i zdeterminowana jak na siebie samą. U jej boku stał ojciec rodu.
– Stwierdziliśmy z Akselem, że powinniście zatrudnić kogoś dodatkowego do transportów. Cena nie gra tu roli, tylko znajdzie kogoś wprawionego i godnego zaufania w tej kwestii. My wszystko pokryjemy. - Powiedziała poważnie, na co najmłodszy miot zrobił wielkie oczy i na siebie popatrzyli. Tak, matka Zdecydowanie nie żartowała, a ojciec tylko przytaknął, chociaż Dante wiedział, że z tą „ceną” to niezupełnie się zgadza. Co on się jednak żonie będzie sprzeciwiał. Boi się w końcu o synów i ma do tego prawo. Ashley bowiem nie słynęła z najsilniejszej psychiki. Często wyolbrzymiała wiele spraw i wpadała w histerię, gdy chodzi o rodzinę. W sprawach biznesowych zachowuje jednak pełen profesjonalizm. Tak bardzo się wówczas różni jej zachowanie, że bracia zaczęli u niej podejrzewać jakąś schizofrenię albo rozdwojenie jaźni. Jednak medycy tego nie potwierdzili. Bracia przytaknęli skinieniem głowy, na co Ashley zadowolona ze swej skuteczności pocałowała synów w czoła, po czym pożegnała się z dziećmi.
– Wracajcie do zdrowia. - Pożegnał się Aksel i zanim wyszedł, pochylił się jeszcze w stronę Maxwella – I następnym razem poślijcie do mnie prywatnym. - Dodał ciszej, po czym pognał najmłodszych i czwórka lisów opuściła szpital, udając się w dalszą drogę na szlak.
Dante pozostał jeszcze chwilę z braćmi, korzystając, że mogą na spokojnie porozmawiać. Nic nadzwyczajnego, ot to spokojne spędzenie czasu razem. Na sam koniec ustalili wspólnie, że będą na takie przewozy zapraszać rudego, do pomocy, na co cała trójca przystała. Pieniądze od matki natomiast będą przechowywać w banku, by przy następnym spotkaniu jej je oddać. Gdy dzień zbliżał się ku końcowi, Dante pożegnał braci i udał się do swej ukochanej biblioteki. Podziękował swojej drogiej przyjaciółce i najwierniejszej czytelniczce za opiekę nad jego miejscem pracy i zasugerował jej najzwyklejszą w świecie kolację w ramach nagrody, na co ta przystała. Posiłek, w jakże miłej atmosferze, wprawił lisa w wyśmienity nastrój na resztę nocy. Odprowadził wilczycę do jej domu, po czym wrócił, zamknął porządnie drzwi i zabrał się za szybkie sprzątanie biblioteki. Zmiótł kurz, poukładał i uzupełnił dokumenty, po czym ze spokojem i satysfakcją, udał się do siebie na zasłużony odpoczynek.

<...>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1165
Ilość zdobytych PD: 583 PD + 110 PD (bonus za każde 100 słów) + (bonusowy Booster) 150% ~ 875 PD
Łącznie: 1568 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz