– Ty idziesz się spotkać z Salemem. Ja cię tylko odprowadzę! - Odpowiedziała z zachęcającym uśmiechem. Momentalnie wyraz jej pyszczka zmienił się, a pazury jednej z łap zazgrzytały nieprzyjemnie o kamień, jak gdyby wilczyca próbowała zacisnąć pięść, nie przerywając marszu. – Tylko... nie wspominaj mu o tym, że byłeś w lecznicy. To... niezupełnie legalne.
Silvan skinął głową na znak zrozumienia. Poczuł dreszcz przebiegający mu po kręgosłupie, ciągnący za sobą falę nastroszonej sierści. Nie umiał przyznać przed sobą, że na myśl o rozmowie z alfą oblatuje go strach. O nie, po prostu musiało mu być zimno. Sięgnął umysłem do otaczającego go powietrza i... uśmiechnął się. Jeszcze niedawno był zbyt słaby, by użyć swojej mocy. Teraz mógł wytworzyć wokół siebie ciasną bańkę powietrzną, która po chwili nasyciła się ciepłem uciekającym z jego ciała. Nie była to może najbardziej efektywna metoda na ogrzanie się, ale dawała mu pewnego rodzaju satysfakcję.
Podczas gdy Silvan szedł raczej powoli i w milczeniu, by utrzymać skupienie na zaklęciu, Amber brnęła na przód sprężystym krokiem, co chwilę spoglądając na losowego kwiatka albo motylka. Co chwilę coś mówiła - ciężko powiedzieć czy do siebie, czy do Boba. Silvan nie mógł pojąć umysłem, w jaki sposób ten zielony stwór utrzymywał się na grzbiecie wilczycy. Momentami przetaczał się niebezpiecznie blisko krawędzi, ale za każdym razem znajdował się z powrotem na środku, mimo iż nie wyglądał, jakby się starał.
– To... daleko jeszcze?
– Wkraczamy już do miasta. Znalezienie Salema nie powinno być trudne... zobaczysz, ciężko go przeoczyć.
Trudno powiedzieć, czy wilczyca miała rację, czy też nie. Chwilę później ogromny basior wyrósł przed Silvanem niczym góra - rzeczywiście trudna do przeoczenia, szkoda że dopiero z tak niebezpiecznie bliskiej odległości. Moment nieuwagi wystarczył, by zaklęcie Silvana przestało działać. Otaczające go powietrze opuściło bańkę. Powstały przy tym ruch wzburzył futro wilka tak, że teraz wyglądał on jak szop pracz, którego raz już ktoś zjadł. Poczuł na sobie oceniający wzrok Salema, który delikatnie uniósł jedną brew w wyrazie... obrzydzenia, pogardy?
– Dzień dobry, ja... To znaczy, Wasza Wysokość... - Silvan schylił głowę.
W postaci alfy było coś niepokojącego, oślizłego. Jego potężna sylwetka przywodziła na myśl szczura, który ucztował na ciałach poległych. Silvan zaczął mieć wątpliwości, ale ostatecznie wiedział, że nie może zepsuć tej rozmowy. Potrzebował watahy. Schronienia. Chociażby na jakiś czas.
Ostatecznie rozmowa okazała się nie taka zła. Wystarczyło, że Silvan udowodnił, że może być przydatny jako łowca. Nie obyło się może bez udzielania odpowiedzi na kilka niekomfortowych pytań, ale w gruncie rzeczy... Salem nie wyglądał na typa, z którym Silvan chciałby spędzać czas, a więc nie musiał zanadto martwić się jego sympatią.
Rozeszli się. Dopiero, gdy Salem zniknął mu z pola widzenia, Silvan głośno westchnął. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymywał oddech.
– I jak poszło? Jesteś już jednym z nas? - Coś różowego mignęło mu przed oczami, by po chwili przybrać kształt Amber siedzącej mu na drodze. Jej ogon drgał lekko, zdradzając napięcie, ale i ekscytację.
– Aha - odpowiedział, próbując jednocześnie wyminąć wilczycę. Był zdziwiony, że na niego zaczekała, ale nie planował dalszych przygód na ten dzień.
– To co, pora coś zjeść? - Zastąpiła mu drogę na czas wypowiadania tych słów, po czym w podskokach ruszyła przed siebie.
< Amber? >
PODSUMOWANIEIlość napisanych słów: 535
Ilość zdobytych PD: 268 PD + 50 PD (bonus za każde 100 słów) + (bonusowy Booster) 150% ~ 402 PD
Łącznie: 720 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz