Czas płynął dla mnie zdecydowanie za szybko. Miałam wrażenie, że wciąż uciekał mi przez łapy, a ja nieważne co starałam się zrobić, nie byłam w stanie tego zatrzymać. Śnieg już powoli zanikał, topiony przez pierwsze promienie wiosennego słońca. Przemierzając wolnym krokiem las, chłonęłam pyskiem każdy promień, który przebijał się przez drzewa. Czasem na mojej drodze dostrzegłam maleńkie przebiśniegi, przez co jak zawsze robiłam przystanki, by móc podziwiać ich piękno. W duchu cieszyłam się, że się z nikim nie umówiłam na spotkanie. Gdyby tak było, kolejny raz musiałabym tłumaczyć się, dlaczego jestem spóźniona. Za każdym razem, gdy podawałam powód, czułam jak palą mnie policzki ze wstydu. „Hej, wybacz, że się spóźniłam, ale musiałam powąchać miliony kwiatów na mojej drodze” wymówka jest i brzmi dziecinnie, a ja nie jestem już szczeniakiem. Wiedziałam, że muszę się wziąć w garść. Przecież jestem ratownikiem medycznym, nie mogę podziwiać kwiatków, gdy ktoś potrzebuje mojej pomocy.
Gdy minęłam kolejnego kwiatka na mojej drodze, zatrzymałam się i zbliżyłam do niego, by znów poczuć ich niezwykłą woń.
poniedziałek, 24 czerwca 2024
niedziela, 16 czerwca 2024
“Wszystko, czego chcę, to wiedzieć. Czarny dech nieskończoności jest przede mną.”
Wichna
Nie posiada zdrobnień
Płeć: Wadera | Wiek: 4 lata | Rasa: Wilk |
Ranga: Albadio | Profesja: Młodszy mag | Poziom: 2 (521/4.000 PD) |
Kontakt: | [Howrse] Dae | [Poczta] ukryta
Autor: Art należy do właściciela postaci
Płeć: Wadera | Wiek: 4 lata | Rasa: Wilk |
Ranga: Albadio | Profesja: Młodszy mag | Poziom: 2 (521/4.000 PD) |
Kontakt: | [Howrse] Dae | [Poczta] ukryta
Autor: Art należy do właściciela postaci
niedziela, 9 czerwca 2024
Od Silvana ciąg dalszy Amber ~ “Rajski ptak”
– To... idziemy spotkać się z alfą, tak? - Zapytał Silvan, który, truchtając za Amber, próbował jednocześnie otrzepać się z resztek wody.
– Ty idziesz się spotkać z Salemem. Ja cię tylko odprowadzę! - Odpowiedziała z zachęcającym uśmiechem. Momentalnie wyraz jej pyszczka zmienił się, a pazury jednej z łap zazgrzytały nieprzyjemnie o kamień, jak gdyby wilczyca próbowała zacisnąć pięść, nie przerywając marszu. – Tylko... nie wspominaj mu o tym, że byłeś w lecznicy. To... niezupełnie legalne.
Silvan skinął głową na znak zrozumienia. Poczuł dreszcz przebiegający mu po kręgosłupie, ciągnący za sobą falę nastroszonej sierści. Nie umiał przyznać przed sobą, że na myśl o rozmowie z alfą oblatuje go strach. O nie, po prostu musiało mu być zimno. Sięgnął umysłem do otaczającego go powietrza i... uśmiechnął się. Jeszcze niedawno był zbyt słaby, by użyć swojej mocy. Teraz mógł wytworzyć wokół siebie ciasną bańkę powietrzną, która po chwili nasyciła się ciepłem uciekającym z jego ciała. Nie była to może najbardziej efektywna metoda na ogrzanie się, ale dawała mu pewnego rodzaju satysfakcję.
Podczas gdy Silvan szedł raczej powoli i w milczeniu, by utrzymać skupienie na zaklęciu, Amber brnęła na przód sprężystym krokiem, co chwilę spoglądając na losowego kwiatka albo motylka. Co chwilę coś mówiła - ciężko powiedzieć czy do siebie, czy do Boba. Silvan nie mógł pojąć umysłem, w jaki sposób ten zielony stwór utrzymywał się na grzbiecie wilczycy. Momentami przetaczał się niebezpiecznie blisko krawędzi, ale za każdym razem znajdował się z powrotem na środku, mimo iż nie wyglądał, jakby się starał.
– Ty idziesz się spotkać z Salemem. Ja cię tylko odprowadzę! - Odpowiedziała z zachęcającym uśmiechem. Momentalnie wyraz jej pyszczka zmienił się, a pazury jednej z łap zazgrzytały nieprzyjemnie o kamień, jak gdyby wilczyca próbowała zacisnąć pięść, nie przerywając marszu. – Tylko... nie wspominaj mu o tym, że byłeś w lecznicy. To... niezupełnie legalne.
Silvan skinął głową na znak zrozumienia. Poczuł dreszcz przebiegający mu po kręgosłupie, ciągnący za sobą falę nastroszonej sierści. Nie umiał przyznać przed sobą, że na myśl o rozmowie z alfą oblatuje go strach. O nie, po prostu musiało mu być zimno. Sięgnął umysłem do otaczającego go powietrza i... uśmiechnął się. Jeszcze niedawno był zbyt słaby, by użyć swojej mocy. Teraz mógł wytworzyć wokół siebie ciasną bańkę powietrzną, która po chwili nasyciła się ciepłem uciekającym z jego ciała. Nie była to może najbardziej efektywna metoda na ogrzanie się, ale dawała mu pewnego rodzaju satysfakcję.
Podczas gdy Silvan szedł raczej powoli i w milczeniu, by utrzymać skupienie na zaklęciu, Amber brnęła na przód sprężystym krokiem, co chwilę spoglądając na losowego kwiatka albo motylka. Co chwilę coś mówiła - ciężko powiedzieć czy do siebie, czy do Boba. Silvan nie mógł pojąć umysłem, w jaki sposób ten zielony stwór utrzymywał się na grzbiecie wilczycy. Momentami przetaczał się niebezpiecznie blisko krawędzi, ale za każdym razem znajdował się z powrotem na środku, mimo iż nie wyglądał, jakby się starał.
Subskrybuj:
Posty (Atom)